czwartek, 3 lipca 2014

Za szybko

Kilka dni temu  poszłam do lasu, nie do jakiegoś wielkiego tylko do takiego naszego za płotem. Po  BEZ poszłam. Chciałam jeszcze nazrywać kwiatu bzu czarnego na ususzenie. Zachodzę,  a tam .... buuum  BEZ  przekwitł.



Tak się po te kwiatki wybierałam, że się spóźniłam. Niestety przyroda nie czeka. Tak się to teraz wszystko szybko kręci, że nie nadążam. A podobno na wsi czas płynąć  miał wolniej.  Na jesienne wirusy więc nazrywam i nasuszę kwiatu lipowego i malin może nie przegapię ;-) bo  lipa już kwitnie.
Ale już jak wlazłam w te chaszcze to powłóczyłam się  troszkę po lasku.





Bardzo lubię chodzić po tym naszym lesie  tak dla przewietrzenia głowy tyle,że latem  chaszczory rozrastają się po szyję.
Choć pogoda przez ostatnie dni była mało letnia, za to  bardzo dynamiczna raz deszcz z  ciemnej jak smoła chmury to za chwilę upał, że siódme poty oblewają.





A pod laskiem łąka z sianem. Pachnie obłędnie.



Choć  trzeba być też bardzo czujnym żeby te sianokosy w ogóle zobaczyć. Bo to przecież rolnik taką trawę  zetnie  raz dwa w bele pozwija, poustawia sobie na podwórku ofoliowane tabletki  i po sianokosach. A kiedyś .............. to to przecież trwało i trwało:  suszenie, przewracanie grabienie, ustawianie w kopy zwożenie a teraz ciach pach i po robocie. Moje siostry zawsze z sentymentem wspominają sianokosy właśnie na tej łące. Oczywiście rolnicy pewnie by się na mnie strasznie za taką pisaninę obrazili, ale to tylko zwykłe uproszczenie.  Robota w polu jest ciągle bardzo ciężka i wymagająca pomimo, że coraz to zmyślniejsze  maszyny w pole wyjeżdżają  za  coraz to większymi traktorami . No ale cóż było nie było  XXI wiek mamy, na wsi też. I tylko bardzo często mieszczuchy, co to uciekając z wielkich miast sprowadzają się na wieś   za wszelką cenę chcą zatrzymać, albo przywrócić  minione czasy urządzając swoje obejścia w starym wiejskim stylu lub żyjąc możliwie blisko natury. Natomiast ci którzy od pokoleń mieszkają na wsiach  pragną nowoczesności i pozbywają się starych domów, pieców, klamotów. I tak to się chyba kręci, że każdy za czymś goni i czegoś szuka w tym swoim życiu. My po części też wyprowadzając się z miasteczka na głęboką wieś chcieliśmy coś zmienić czegoś innego spróbować a jak nam to wyjdzie zobaczymy za jakiś czas. Ale wywody mi się tu włączyły. 

Z bzem zaspałam, ale kurek na szczęście nie przegapiłam.
Co roku w sezonie kurkowym przekopuję internet  w nadziei, że może wymyślił ktoś jakiś cudowny sposób na szybkie mycie kurek, ale niestety nic lepszego prócz hektolitrów osolonej wody chyba nie ma. I mimo to, że dostaliśmy już obrane grzybki to ich umycie przyprawiało mnie o zawrót głowy. Ale już  później: kureczki z makaronem i sosem śmietanowym hmmm warte były wszelakiej niewygody.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz