środa, 7 grudnia 2016

Silver pearl :-)

Uuuuu,  można by pomyśleć że malowaliśmy jakiś stadion narodowy a nie wiejski domek, bo minął  ponad miesiąc od ostatniej pisaniny.  Co prawda remont skończony już jakiś czas temu, ale jak to przy takich sprawach bywa, nazbierało się dodatkowych rzeczy do zrobienia i czas mi  uciekł . A poza tym, żeby zrobić zdjęcie to też trzeba mieć szczęście  trafić w słoneczną  chwilę bo w te ciemnice mój wysłużony aparacik zupełnie nie daje rady.
Tak więc  w sprawach kolorystyki ścian stanęło na  silver pearl - taki kolor ! Bardzo jasny, czasem szarawy, czasem niebieskawy a jeszcze innym razem prawie biały, ale tak to już chyba z kolorami jest że zmieniają się w zależności od światła i pory dnia .

Obecnie jeszcze tworzy się okap, a raczej jego obudowa.  Do czasu remontu nie mieliśmy wcale  okapu  i   przez jakiś czas zastanawiałam się czy w ogóle montować takie coś, bo nie do końca wydaje mi się on  skuteczny. Oczywiście jeżeli chodzi o takie zwykłe pochłaniacze bo może jakieś  super wielkie i super wypasione to  wyciągają bez problemu  opary i zapachy. Ale, koniec końców zamontowaliśmy. Ze względu na to, że takie tradycyjne, kupowane w sklepie niezbyt nam się podobały postanowiliśmy zrobić obudowę sami.  Wygląda to mniej więcej tak. Muszę jeszcze pomalować boki i w tedy będzie w całej krasie :-)


a w międzyczasie przyszła zima.







i  na święta czekamy :-)


niedziela, 16 października 2016

Testujemy

Sezon letni - zakończony, rozpoczął się nowy - tzw. jesienna drętwota. Ale żeby nie było zbyt melancholijnie zabieramy się do malowania ścian (w domu oczywiście ). Stąd też testowanie nowych  kolorów  :-) !!! Nie jest to powód do zbyt wielkiej euforii, nie to żebym nie lubiła zmian, bo odmiana dobra rzecz, ale ta cała rewolucja związana z remontem jakoś bardzo radośnie nie nastraja. No ale kąty odświeżyć trzeba. W związku z tym należy się zdecydować na jakąś farbę. I tu zaczyna się kłopot bowiem wybór nie jest łatwy. Dodatkowo ciężar odpowiedzialności za dizajn naszego domku nie pozwala zdecydować ot tak, na łapu capu. A taka ilość kolorów, barw odcieni, tonacji wcale nie ułatwia wyboru. I człowiek już nie wie czy lepiej mu będzie w mglistym wspomnieniu, czy może w mgle o poranku, rześki powiew też niczego sobie, świeże kiełki, wytworny malachit ..... i końca nie ma.
(fajne mają te nazwy) Nie wiadomo czy kupować dla koloru czy dla nazwy :-)
Do malowania szykujemy kuchnię, salon, klatkę schodową i korytarz na piętrze. Jest to otwarta przestrzeń więc wszystko będzie w jednym kolorze. Jasnym. A że nie do końca mogę zdecydować którym jasnym więc testuję.



A za oknem zrobiło się już bardzo jesiennie a i mroźnie czasami na szczęście pelargoniom to nie przeszkadza i mają się bardzo dobrze. Nabrały bardzo fajnego koloru i wyglądają lepiej niż latem ! Choć te dzisiejsze wiatry pewnie już je zniszczą :-(

Niestety, sezon tarasowy nieuchronnie zbliża się ku końcowi. A szkoda, bo na tarasie zrobiło się jeszcze przyjemniej i  wygodniej bowiem łóżko - leżanka od pewnego czasu jest już gotowa! Jeszcze z przypadkowymi, niepasującymi za bardzo poduchami, ale przez zimę się podszykuje i na nowy sezon będzie anielsko ;-)


 

niedziela, 28 sierpnia 2016

Koniec lata

Latem to chyba naprawdę ktoś po cichu przestawia czas na szybsze obroty. Człowiek ledwo się odnalazł w letniej rzeczywistości a tu już koniec wakacji ! I o jesieni trzeba myśleć. Bociany odleciały, zboża pokoszone - znaczy jesień. Choć na szczęście pogoda się opamiętała i jest jeszcze prawdziwie letnia. Wiec w związku z tym korzystam jak mogę z ciepłych  dni i staram się spędzać czas (pracowicie, albo i nie ;-)) ale  poza domem. Odkładając domową robotę na czas kiedy na dworze będzie zimnica. I tak, w końcu taras doczekał się obsadzenia krzaczkami. Kupiłam zwykłą tawułę  japońską, bo mam nadzieję, że będzie bezproblemowa  i mało wymagająca. Myślałam co prawda nad jakimś bardziej wyrafinowanym kwieciem ozdobnym, ale względy praktyczne przeważyły i stanęło na tawule.  Liczę na to, że będzie dobrze rosła.  

No w obecnym stanie rzeczy nie wygląda to jakoś specjalnie zachwycająco, ale krzaczki są stosunkowo małe, a to lekko przywiędnięte pomiędzy tawułą to sadzonki szałwi przeniesione z rabatki dla urozmaicenia nasadzenia ;-) Zobaczymy czy się przyjmie czy nie i jak to będzie wyglądało. Plan jest taki, że zostanie w tym miejscu do czasu aż tawuła się rozrośnie, a w przypadku gdyby szałwi się stanowisko nie spodobało, albo nie wyglądała zbyt efektownie -  zostanie "wysiedlona ".
Na koniec lata pojawił się też nowy tarasowy mebel. Łóżko - leżanka. W związku z tym, że taras od strony trawnika jest bardziej leniwy, tam się świetnie relaksuje i odpoczywa to mieliśmy taki pomysł, aby oprócz miejsca do posiedzenia zorganizować coś do poleżenia :-) i tak oto powstała leżanka. Obecnie jest jeszcze w wersji  mocno podstawowej ponieważ materac się tapiceruje więc komfortowo i ekskluzywnie ;-) będzie za czas jakiś. Mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie :-) 


Tymczasem popołudniowa  herbatka na tymże  tarasku właśnie :-)



wtorek, 5 lipca 2016

Kulinarnie

Nadeszło ochłodzenie. Wczoraj to co chwila padało, wiało  i grzmiało nawet. To  ochłodzenie to akurat niezłe jest, bo w takie ponad 30 stopniowe upały nasza Micia nie wiedziała już co ze sobą zrobić.
 

A że na podwórku roboty nie było  bo co rusz deszcz przeganiał więc kucharzyłam.  Z racji tego, że sezon  owocowo - warzywny w pełni pijemy    warzywne koktajle. Przepisów w internecie jest cała masa więc jest w czym przebierać. Metodą prób i błędów wybieramy te najbardziej dla nas odpowiadające. Ponieważ nie zawsze sprawdza się zasada wrzucania do blendera  wszystkiego co się ma pod ręką bo często tak sporządzony koktajl wychodzi bardzo, ale to bardzo wymagający w smaku i pije się go jakby był za karę.






 A do kompletu, na kolację  tarta jaglana ze szpinakiem.



Smacznego :-) 

poniedziałek, 6 czerwca 2016

O domku, o skrzynkach i pędzącym czasie.

Ojej, jak ten czas galopuje. Jeszcze chwilę temu była chłodnawa wiosna a tu pełnia lata. Z jednej strony bardzo przyjemny czas, ciepło wręcz upalnie, ale niestety też brak deszczu coraz bardziej daje się we znaki.
Ja nie wiem kto to wymyślił, że na wsi żyje się wolniej i spokojniej, toż to zwykła nieprawda jest.  Czas tu biegnie równie szybko co w największym mieście, tam w staniu w korkach a tu na pieleniu, podlewaniu, koszeniu. Tyle, że w przyjemniejszych okolicznościach :-) No chyba, że ktoś nie uprawia ogródków, no ale trawę też trzeba kosić :-)  Co prawda przymusu   nie ma, ale jak tak codziennie przedzierać się przez  chaszcze do pasa? A do tego jeszcze codzienne obowiązki domowe, trochę spraw rodzinnych, zdrowotnych i domowych to się człowiek nie obejrzy i z marca robi się czerwiec. 
Trochę też w międzyczasie podszlifowaliśmy domek dla gości. A to półeczkę dorobiliśmy a to podusie, a to ławeczkę, żeby naszym gościom wygodniej było.  Niestety  chyba już zbliża się nieuchronnie kres sprawności mojego aparatu, bo bardzo ciężko (pomijając brak umiejętności) zrobić nim przyzwoite zdjęcia,  a już w pomieszczeniu to w ogóle.






Nasza gwiazda oczywiście wszędzie być musi,nawet na zdjęcie się wepchała.
O! A dzisiaj na przykład  robiłam jutowe osłonki na doniczki. Z racji tego, że kwiatki tarasowe, niestety posadzone mam  w ten przebrzydły plastik to chociaż żeby w oczy nie kłuło to zakryłam go jutą. Rozglądam się za jakimiś fajnymi, najlepiej wiklinowymi osłonkami, ale to albo rozmiar nie ten, albo kolor, a to cena taka coby razem z połową tarasu można było za to kupić i póki co będą takie.





a były takie

Pozdrawiam :-)

środa, 20 kwietnia 2016

Kolejna wiejska wiosna.


Wyczekana, wytęskniona, wypatrywana wreszcie jest ! Przyszła i na nasze Podlasie :) Trochę jeszcze chłodnawa, ale co tam. Człowiek i tak jakiś taki zagalopowany w tej  codzienności i obłożony przeróżnymi przeciwnościami losu  że nawet obfotografować nie ma czasu tego co się w przyrodzie wyprawia. Co prawda, to już nasza trzecia wiosna na wsi, więc się  z lekka przyzwyczailiśmy i nie padamy na kolana z każdym nowym listkiem na drzewie niemniej jednak  życie wraca wraz  z wiosną . 
Nasze boćki też  oczywiście  , nawet już od jakiegoś czasu i szykują gniazdko na nowy sezon. Choć tak nie do końca to one  nasze bo gniazdo mają u sąsiada, ale sporo czasu spędzają po naszej stronie płotu więc jakby trochę należały do nas  :-)



No i kwiecie wiosenne jest.


I nowalijki :-)


No to tyle wiosennych uniesień, bo to niestety też czas roboty wszelakiej. Trzeba przewietrzyć i odświeżyć domowe kąty, w ogródkach porządek zaprowadzić, bo co jak co ale zielsko rośnie mimo zimna i chłodu. A i liści  z poprzedniego sezonu znalazło "trochę". Mimo dość mocno u nas rozwiniętej mechanizacji w zakresie jesiennego grabienia (przystosowanie kosiarki, dmuchawa, odkurzacz) to i tak nie ma to jak stare, bezkonkurencyjne grabie, które wymiotą  pozostałości z każdego zakamarka.  Oczywiście pierwszą wiosenną robotą była szklarnia coby nasiać nowalijek i nabrać tężyzny na letni czas. Sałaty, rzodkiewka i inne takie oczywiście już rosną więc czekamy i będziemy.... jeść :-)
Pozdrawiam wiosennie.

niedziela, 21 lutego 2016

Asparagus Babci Frani.

W pokoju  mojej Babci na okiennym parapecie, prócz aloesu, (który służył bardziej jako lek na wszelkie dolegliwości niż dekoracja) stał też asparagus.  Ogromniasty zielony, w glinianej doniczce. Zasłaniał prawie pół okna. Ale chyba też i nigdy  nie był  przycinany z powodu swoich rozmiarów. Wykorzystywany był bowiem w bardzo ważnym celu. W okolicy końca roku szkolnego lub innych,  uroczystości szkolnych, kiedy to należało nieść kwiatki dla Pani, do ogrodowego kwiecia dodawało się zawsze właśnie gałązki asparagusa. Zawiązywało wstążkę i bukiecik był jak złoto.  Mój asparagus jest świeżo kupiony więc nie wiadomo jak mu się u mnie spodoba. Swoją drogą jakoś dotychczas nie widziałam tego kwiatka ani w kwiaciarniach ani w marketach. aśnie wiosną miałam sobie go zamówić przez internet, a tu kilka dni temu w zwykłym niewielkim  markeciku,  patrzę stoi pośród innej zieleniny. Nie był w zbyt dobrej formie, ale wzięłam od razu



Z powodu centralnego ogrzewania, suchego powietrza i pewnie słabej ręki do kwiatków, jakoś  niechętnie rosną u mnie doniczkowce. Ot taka na przykład kalanchoe w ubiegłym sezonie urocza roślinka, obsypana kwieciem

 



a w tym roku już niekoniecznie. 
 


 Ale mam zamiar się za nią wziąć, wyedukować na jej temat i przywrócić blask. Zobaczymy  co też z tego wyjdzie ;)

Pozdrawiam z zalanego deszczem i targanego wiatrami Podlasia.