niedziela, 21 lutego 2016

Asparagus Babci Frani.

W pokoju  mojej Babci na okiennym parapecie, prócz aloesu, (który służył bardziej jako lek na wszelkie dolegliwości niż dekoracja) stał też asparagus.  Ogromniasty zielony, w glinianej doniczce. Zasłaniał prawie pół okna. Ale chyba też i nigdy  nie był  przycinany z powodu swoich rozmiarów. Wykorzystywany był bowiem w bardzo ważnym celu. W okolicy końca roku szkolnego lub innych,  uroczystości szkolnych, kiedy to należało nieść kwiatki dla Pani, do ogrodowego kwiecia dodawało się zawsze właśnie gałązki asparagusa. Zawiązywało wstążkę i bukiecik był jak złoto.  Mój asparagus jest świeżo kupiony więc nie wiadomo jak mu się u mnie spodoba. Swoją drogą jakoś dotychczas nie widziałam tego kwiatka ani w kwiaciarniach ani w marketach. aśnie wiosną miałam sobie go zamówić przez internet, a tu kilka dni temu w zwykłym niewielkim  markeciku,  patrzę stoi pośród innej zieleniny. Nie był w zbyt dobrej formie, ale wzięłam od razu



Z powodu centralnego ogrzewania, suchego powietrza i pewnie słabej ręki do kwiatków, jakoś  niechętnie rosną u mnie doniczkowce. Ot taka na przykład kalanchoe w ubiegłym sezonie urocza roślinka, obsypana kwieciem

 



a w tym roku już niekoniecznie. 
 


 Ale mam zamiar się za nią wziąć, wyedukować na jej temat i przywrócić blask. Zobaczymy  co też z tego wyjdzie ;)

Pozdrawiam z zalanego deszczem i targanego wiatrami Podlasia. 









poniedziałek, 15 lutego 2016

Gdzie ta wiosna ?

Wybraliśmy się na przechadzkę po okolicy, powiedzmy, że w poszukiwaniu wiosny. Pogoda prawie wiosenna :)  choć bez słońca  :(



 
I takie widoki mijaliśmy. Niestety mamy w okolicy kilka takich właśnie siedlisk, które co prawda mają właścicieli, ale dbających tylko o ziemię, którą uprawiają. Natomiast domy ich kompletnie nie interesują, bo sami mieszkają gdzie indziej. A i sprzedażą takiego właściwie już całkiem spróchniałego domu też nie są zainteresowani, choć chętni co jakiś czas się pojawiają.  Czasem miejscowi czasem zamiejscowi, czasem z bardzo ciekawymi pomysłami. A fajnie by było, żeby ktoś zadbał o takie siedliska.  Podwójnie mi szkoda tych domostw bowiem jeszcze z dzieciństwa pamiętam ludzi, którzy tu mieszkali. 



Wycieczka oczywiście z całym dobrodziejstwem inwentarza.


Micia chyba trochę się przeliczyła, co do swoich możliwości bo przeszliśmy coś ok. trzech kilometrów więc z powrotem trzeba było ją  nieść ! Bowiem z sił absolutnie opadła, ale jak na takie małe nogi to i tak było nieźle.  
A co do celu poszukiwań to prócz bazi i pączków na bliżej nierozpoznanej gałęzi nic nie znaleźliśmy, choć wiosnę już czuć w powietrzu.


A po powrocie:  na wzmocnienie - koktajl z kaszy jaglanej i mango


a dla przyjemności: ciasteczka maślane, które uszykował mąż  :) więc podwójnie smaczne ;))