Kilka dni temu poszłam do lasu, nie do jakiegoś wielkiego tylko do takiego naszego za płotem. Po BEZ poszłam. Chciałam jeszcze nazrywać kwiatu bzu czarnego na ususzenie. Zachodzę, a tam .... buuum BEZ przekwitł.
Tak się po te kwiatki wybierałam, że się spóźniłam. Niestety przyroda nie czeka. Tak się to teraz wszystko szybko kręci, że nie nadążam. A podobno na wsi czas płynąć miał wolniej. Na jesienne wirusy więc nazrywam i nasuszę kwiatu lipowego i malin może nie przegapię ;-) bo lipa już kwitnie.
Ale już jak wlazłam w te chaszcze to powłóczyłam się troszkę po lasku.
Bardzo lubię chodzić po tym naszym lesie tak dla przewietrzenia głowy tyle,że latem chaszczory rozrastają się po szyję.
Choć pogoda przez ostatnie dni była mało letnia, za to bardzo dynamiczna raz deszcz z ciemnej jak smoła chmury to za chwilę upał, że siódme poty oblewają.
A pod laskiem łąka z sianem. Pachnie obłędnie.
Choć trzeba być też bardzo czujnym żeby te sianokosy w
ogóle zobaczyć. Bo to przecież rolnik taką trawę zetnie raz dwa w bele
pozwija, poustawia sobie na podwórku ofoliowane tabletki i po
sianokosach. A kiedyś .............. to to przecież trwało i trwało: suszenie, przewracanie grabienie, ustawianie w kopy zwożenie a teraz
ciach pach i po robocie. Moje siostry zawsze z sentymentem wspominają sianokosy właśnie na tej łące. Oczywiście rolnicy pewnie by się na mnie strasznie za taką pisaninę obrazili, ale to tylko zwykłe uproszczenie. Robota w polu jest ciągle bardzo ciężka i wymagająca pomimo, że coraz to zmyślniejsze maszyny w pole wyjeżdżają za coraz to większymi traktorami . No ale cóż było nie było XXI wiek mamy,
na wsi też. I tylko bardzo często mieszczuchy, co to uciekając z wielkich miast sprowadzają się na wieś za wszelką cenę chcą zatrzymać, albo przywrócić minione czasy urządzając swoje obejścia w starym wiejskim stylu lub żyjąc możliwie blisko natury. Natomiast ci którzy od pokoleń mieszkają na wsiach pragną nowoczesności i pozbywają się starych domów, pieców, klamotów. I tak to się chyba kręci, że każdy za czymś goni i czegoś szuka w tym swoim życiu. My po części też wyprowadzając się z miasteczka na głęboką wieś chcieliśmy coś zmienić czegoś innego spróbować a jak nam to wyjdzie zobaczymy za jakiś czas. Ale wywody mi się tu włączyły.
Z bzem zaspałam, ale kurek na szczęście nie przegapiłam.
Co roku w sezonie kurkowym przekopuję internet w nadziei, że może wymyślił ktoś jakiś cudowny sposób na szybkie mycie kurek, ale niestety nic lepszego prócz hektolitrów osolonej wody chyba nie ma. I mimo to, że dostaliśmy już obrane grzybki to ich umycie przyprawiało mnie o zawrót głowy. Ale już później: kureczki z makaronem i sosem śmietanowym hmmm warte były wszelakiej niewygody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz