Po zimie nie ma śladu. Czasem to nawet wydaje się że idzie wiosna.
Choć zdecydowanie za mało słońca jak na przedwiośnie. Nastał bowiem ten ponury listopadowo - grudniowy czas kiedy trzeba uważać żeby nie przegapić krótkich chwil ze słońcem. Świeci krótko i rzadko, nie ma szansy żeby się nim nacieszyć. Nie zdąży błysnąć i już go nie ma. Za to temperatura ! Wczoraj np : + 8 jak na drugą połowę grudnia to całkiem ekstremalnie, mając jeszcze na uwadze nasze sąsiedztwo z suwalskim biegunem zimna. Zanosi się też niestety na święta bez śniegu :( Trochę szkoda, bo na same święta mogłoby być biało, tak bardziej nastrojowo i świątecznie, ale cóż siła wyższa. Choć nie ukrywam,że takie procesy pogodowe jak ostatnio nastały, mają też i swoje zalety, szczególnie od czasu kiedy mieszkamy na wsi. Był mróz i śnieg żeby można było oczy i duszę nacieszyć zimową aurą, poczuć mroźne wiejskie poranki, ale w czas minęły. Tak że wiejski człowiek nie zdążył ich znienawidzić odśnieżając bez końca swoje zagrody albo marznąc kiedy przez zapomnienie albo lenistwo nie zadba na ten przykład w nocy o piec. Bo to nie to co w bloku jednakowo cieplutko o każdej porze dnia i nocy. Bez konieczności zapisywania sobie w pamięci obowiązku regularnego podkładania do pieca. No ale jak się chciało mieszkać na wsi to też i trzeba zaakceptować palenie w piecu i mniej cieplarniane warunki szczególnie rano kiedy trzeba wysunąć się spod cieplutkiej kołderki. Także dla nas takie + 8 w grudniu szczególnej szkody nie robi. A niestety krainy wiecznej szczęśliwości nie ma i cały w tym ambaras to potrafić te mniej fajne rzeczy oswoić na tyle żeby nie stały się dla nas koszmarem i nie przesłoniły tego co sprawia radość.
A radość sprawia nam np. przywracana do stanu używalności SIEŃ. Powoli bo powoli (bo własnymi siłami, głównie mężowskimi), ale do przodu. Mamy już drzwi wejściowe - niebieskie - bo taka była fantazja właścicieli,wróć: nie niebieskie tylko INDYGO: jeszcze nie granat ale już nie niebieskie. Nie jest to kolor jakoś przesadnie popularny dla drzwi wejściowych w naszej okolicy i sąsiadów na kolana nie powala, ale nam się podoba. I podobno muchy go nie lubią.
Po lewej stronie wejścia powstaje taras na letnie śniadania i popołudniowe kawki ;)
Kolor w przybliżeniu może lekko plamiasty ale to dopiero pierwsza warstwa ostateczna będzie na zakończenie remontu.
I jest też podłoga.
A na poprawę nastroju kawka z pianką ze śmietanką ;)
Widzę, że się trochę zmieniło od naszej wizyty. Drzwi bardzo ładne, tarasu zazdroszczę. Mam, ale betonem wylany i płytki są. Z biegiem czasu stwierdzam, że taki jak u Was jest i ładniejszy, i praktyczniejszy. A kawkę zrobisz mi taką samą jak Cię nawiedzę? :D Pysznie wygląda. Smaka mi narobiłaś...
OdpowiedzUsuńStaramy się to nasze otoczenie jakoś poukładać;) A co do tarasu to chyba każdy ma swoje wady i zalety. Twój z płytek nie wymaga malowania co parę lat, a u nas trzeba biegać z pędzlem co i rusz. Słońce, desze, mrozy swoje robią. A na kawkę zapraszam, zapraszam zrobię identyczną a może nawet i o lepszą się postaram.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń