środa, 12 listopada 2014

O piwonii, marcinkach i Babci Frani.

Wczesną jesienią w najpopularniejszym w Dąbrowie markecie kupiłam kilka sadzonek marcinków. Od dawna mam do nich wielki sentyment, bowiem zaraz po piwoniach przypominają mi moją Babcię Franię. Babcia odeszła wiele lat temu.  Mimo to czerwone piwonie, marcinki i niebieska ostróżka na zawsze już pozostaną dla mnie kwiatkami z babcinego ogródka. 
Oddzielony płotem zagonek ziemi wzdłuż szczytowej ściany domu, to było miejsce na kwiatki i wczesne warzywa w czasach mojego dzieciństwa. Kiedyś nie było mody na ograniczanie ptactwu domowemu wolności, chodziło gdzie im się tylko podobało, toteż żeby coś uchować z ozdobnej roślinności trzeba było to ogrodzić. A i to zdarzało się, że takie ptaszysko wdarło się przez płot do ogródka i szkody narobiło. Teraz jest odwrotnie rabatek się nie ogradza tylko ptactwo trzyma w zamknięciu. Ot, taka zamiana. 
Nasz ogródek zdobiły jeszcze dosadzone już chyba przez moją Mamę narcyzy, nasturcja, mięta .......  i tyle pamiętam z tego ogródka. Wszystkie to mam teraz u siebie na swoim zagonku :)  
Piwonię, te same krzaczki, które miała Babcia,udało mi się  uratować. Przetrwały porzucone na wiele lat w zarośniętym chaszczami miejscu gdzie był ogródek. Kiedy zapadła decyzja, że remontujemy mój rodzinny dom i zaczęliśmy ogarniać też przestrzeń wkoło domu, przesadziłam  babcine piwonie. Bałam się że nic z tego nie będzie, bo przez chyba, pierwsze dwa sezony nie kwitła i taka byle jaka była. Ale Babcia Frania gdzieś tam w górze ciągle chyba bardzo lubi piwonie ;) bo teraz roślinka ma się całkiem dobrze.  Marcinki natomiast niestety się nie uchowały. Przepadły gdzieś w zielsku, kiedy nikt tu nie mieszkał. Babcine marcinki, były wysokimi bylinami, które wyrastały ponad płotem i rosły sobie  w kącie ogródka przy ścianie domu. 
Te które kupiłam to niestety miniaturki góra 20 cm. ale też są bardzo fajne I póki co będą zastępowały te "prawdziwe".


Tutaj posadzone już w ogródku

Dzisiaj już niestety tak ładnie nie wyglądają,  jesień zrobiła swoje, ale mam nadzieję , że w przyszłym roku znowu będą cieszyć oczy. Takie prawdziwe, Babcine widuję jeszcze w niektórych zagrodach w okolicy, ale jakoś nie mam śmiałości żeby poprosić o sadzonki.

Ostróżka



Ta już posadzona przeze mnie, ponieważ oryginał  niestety też nie przetrwał. Kiedy zaczęłam sadzić koło domu kwiatki (choć w planach kwiatków miało nie być tylko trawa) jakoś tak odruchowo zaczęłam szukać tego co kiedyś u nas rosło.  Trochę się naszukałam tej ostróżki, bo kompletnie nie wiedziałam jak to, to się nazywa. Mgliste wspomnienia podpowiadały, że wysokie to było i niebieskie, ale od czego się ma internet! Tu właśnie znalazłam rozwiązanie zagadki z Babcinego ogródka. Odkryłam nazwę,  zamówiłam sadzonki i ostróżka sobie rośnie a i Babci  mam nadzieję się podoba ;)  

2 komentarze:

  1. Elu, cudna ta ostróżka!! Może nasionka pozbierałaś i możesz podzielić się nimi? Ze mną, na przykład? :D Please!  Śliczna...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam Cię Anitko, że tak późno odpowiadam, ale ostatnio internet u nas tak słabiutko chodził, że nic nie można było zrobić :( Niestety nasion ostróżki nie pozbierałam , jak zresztą żadnych innych kwiatków. Ale wiosną zdarza się że ostróżka sama kiełkuje i powstaje nowa sadzonka, także jak tylko się pojawi to na pewno trafi do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń