niedziela, 12 stycznia 2014

Raz dwa i mieszkamy na wsi.

Plan był taki,  że na wieś będziemy się przenosić powoli, spokojnie, po uporządkowaniu wszystkich swoich spraw gdzieś w okolicy wakacji. A jest tak, że przenieśliśmy się w ciągu jednego  weekendu i od miesiąca mieszkamy już zupełnie na wsi. I jak na razie jest rewelacyjnie.   Pomimo, że już wcześniej pomieszkiwaliśmy w naszym siedlisku to takie pomieszkiwanie a zamieszkanie jest zupełnie czym innym. Ta organizacja życia codziennego, chociażby planowanie zakupów, żeby np. na kolację nie okazało się nagle, że mamy tylko świeże powietrze wymaga więcej uwagi i zachodu niż to było w mieście, gdzie sklepy są   na wyciągnięcie ręki.  Natomiast teraz za progiem mam............. przestrzeń, las, łąki, pola - swobodę. I jest fantastycznie.
Jeszcze co prawda nie do końca pozbyliśmy się kartonów w które spakowaliśmy  nasze dobra z poprzedniego mieszkania, ale tu jest tyle różnych zajęć i nowych obowiązków, że kartony poczekają.  Z naszej zamiany  zadowoleni są też  nasi podopieczni bracia mniejsi.
Nasz pies "tropiciel" ORI





I czasami mało zrównoważona emocjonalnie kotka MICIA




Żeby już obraz naszego zwierzyńca był kompletny to mamy też własne kury, bardzo skomplikowane zwierzęta (dotąd nie wiedziałam, że kura może się np. nudzić ) no i kaczuchy. Zdjęcia co prawda z lata więc obecnie są to już dorosłe kaczki niestety koleje ich losu były różne nieraz bardzo dramatyczne stąd obecna liczebność naszych kaczek wynosi 5 sztuk. Kolejne wiejskie doświadczenie: Hodowanie zwierzyny nie jest wcale takie łatwe.


A tu niżej kacza rodzina w komplecie łącznie z tatusiem, który wbrew temu co na zdjęciu mało opiekuńczy się okazał.


Minęły nam też pierwsze bożonarodzeniowe święta pod nowym dachem. W związku ze zmianami i  wieloma sprawami do załatwienia może mniej świątecznie, ale choinka była, a nawet dwie bo jedna przed domem i nawet oświetlenie świąteczne na zewnątrz  też było(to dzięki moim chłopcom ).
Jak ja pomyślę ile tu pracy wiosną będzie to aż mi się w głowie kręci, bo przecież chciałabym i warzywka posadzić i trochę kwiatków no i moje marzenie: malutka szklarnia albo chociaż namiot foliowy.
Ale to dopiero wiosną. Mam nadzieję, że przyjdzie szybko i będzie piękna i ciepła.


2 komentarze:

  1. Sobotnia prace leży odłogiem a ja oderwać się od bloga nie mogę :) Nie otworzył mi się komentarz pod pierwszym postem to napisze tutaj. Ogromnie żałuję, że kiedy sama przeprowadziłam się ze stolicy na to zadu... zaciszę to nie poznałam świata blogowego, bo byłoby ukojeniem mojej duszy. Ja tam entuzjastycznie nie podeszłam i nie podchodzę do tego nowego miejsca a wierzę, że gdybym wtedy, na tamten czas, miała takie wsparcie duchowe jakie odnalazłam interesując się w końcu blogami to i to miejsce lepiej wypadło by w moich osądach. Bardzo mi się podoba u Ciebie. Też mam kury, kaczki a od pewnego czasu i kozy :D Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tych kózek, to zazdroszczę, ale tak jak piszesz u siebie (bo już byłam i poczytałam i czytać będę) z każdym nowym zwierzakiem wiąże się obowiązek i dodatkowy czas więc na razie nic z tego. Choć Andrzej (mąż mój) co i rusz o koniach przebąkuje więc może kiedyś coś. A co do świata blogowego to odkryłam co to takiego, bardzo krótko przed przeprowadzką. Ale żeby pisać ! to gdzie tam, A któregoś dnia był pstryk i poszło. Pozdrawiam serdecznie i cieszę się ze spotkania :-)

    OdpowiedzUsuń