niedziela, 31 sierpnia 2014

Malinowo



W naszym wiejskim życiu nastał czas malinowy.
Nareszcie doczekałam się własnych malin !  W takiej ilości, że bez żalu można ugotować z nich kilka słoiczków dżemu albo soku. W poprzednich latach było ich jak na lekarstwo więc nie było mowy o przetworach, tylko prosto z krzaczka kto pierwszy ten lepszy.



A do malin trochę śliwek i śliwkowy placek do kawki na coraz to bardziej jesiennym naszym  tarasiku. Niestety w tym roku prawie nie mamy własnych śliwek. Nasze drzewa to stare odmiany śliw, które owocują co dwa lata i tak jednego roku mamy śliwkową klęskę urodzaju, natomiast następnego - posuchę. I właśnie ten sezon  istne ubóstwo pięć śliwek  na siedmiu drzewach.



A  jesień coraz bliżej. Bociany odleciały, kolejne pokolenie kopciuszków z naszego tarasu też już wyfrunęło w świat. Ale nudno nie jest bo dla odmiany do naszego ogrodu  wprowadziła  się wiewióra i szabruje nam orzechy kompletnie nas lekceważąc. Przylatuje sobie kiedy chce a na dodatek bardzo często sprowadza koleżanki i młócą leszczynę, aż się gałęzie trzęsą. Pokusa była i owszem ażeby je jakąś salwą z petard przegonić do lasu, no ale nie po to człek się na wieś przeprowadzał żeby od fauny się opędzać.




A od kiedy zaczęło pachnieć jesienią to świeże dostawy takiej dzikiej fauny mamy  prawie co rano na wycieraczce.  Nasza kotka upodobała sobie przynosić pod same drzwi upolowane myszy. Pół biedy jak jest już uśmiercona, ale Micia bardzo często ma fantazję przywlec z pola całkiem żywą i urządzać pokazowe polowanie w sieni. A zdarzyło się i tak że zdobycz po oprzytomnieniu okazywała się bardziej zwinna niż nasza agresorka i wtedy to już żarty się kończyły i trzeba było kotu iść z pomocą, ażeby myszy do domu nie napuścić. Ale to już raczej moi panowie, bo ja jakoś za taką akurat zwierzyną nie przepadam.
Wczoraj dla odmiany na wycieraczce Andrzej znalazł ranną jaskółkę. Podejrzewamy, że to też  sprawka naszej uroczej i bardzo łagodnej skądinąd Mici. Jaskółkę w odróżnieniu od myszy zabraliśmy do domu i staramy się przywrócić ją do zdrowia. Mam nadzieję że wydobrzeje i zdąży wrócić na czas do swoich. Wczoraj była bardzo niemrawa,a dzisiaj już próbuje swoich sił, także mam nadzieję, że będzie dobrze,


Ale żeby nie było, że ja  tylko tak z głową   w chmurach  przyrodę  podziwiam  to
z bardziej użytkowych rzeczy: odmalowałam starą szafę do domku dla gości. "Nowy" mebel: szafa z odzysku z malinowymi uchwytami ;)


przed liftingiem:


To tyle z wiejskiej zagrody. Pozdrawiam.






czwartek, 14 sierpnia 2014

Żniwa

Upał  jakby zelżał więc do roboty ! Mamy żniwa tego co nam w ogródku narosło, a narosło trochę warzyw więc je przerabiamy na różne sposoby. Szczególnie cieszę się z pomidorów. Bardzo je lubimy pod każdą postacią i w każdej  formie więc suszymy, przecieramy, wyciskamy, gotujemy z różnymi dodatkami i bez i  pakujemy do słoików i butelek zapasy na zimę . Bo podlaskie zimy to długie i surowe bywały więc się przydadzą. Co prawda klimat  jakby  nam się zmieniał, bo tak gorąco jak ostatnio to  chyba na naszym podlaskim biegunie zimna nigdy nie  było. Można było ducha wyzionąć. W pobliskim  Różanymstoku zanotowano najwyższą w kraju temperaturę ponad 34 stopni więc może i zimy zelżeją i będą jak ta ostatnia ni to zima ni to jesień. Choć nie wiem czy to dobrze bo zimą to chyba powinno być i mroźno i śnieżnie.

pomidorki: duże i małe



i sosy



No, ale do zimy to jeszcze trochę. Póki co mamy lato i na okolicznych polach prawdziwe żniwa. Rytm wiejskiego życia to chyba przede wszystkim  robota w polu dyktowana porami roku. I jakoś tak już kurcze jesienią zapachniało.